Sarah Knight: Ogarnij się

No, nie wiem. To znaczy wiem, doskonale wiem, ale nie będzie to pozytywna recenzja. Taka bez fajerwerków.

Jak każdy wywód w tym stylu, i ten zacznę przypomnieniem: nie uznaję poradników. "Czemu więc sobie to znowu robisz?", zapytacie, skądinąd bardzo słusznie. Ano robię to sobie, bo wiem, że generalizowanie jest krzywdzące, zwłaszcza na polu poradników, bo te z założenia mają pomagać. Bo niektórzy znajdują w nich tę pomoc, albo przynajmniej przyjemność z lektury, a takie doświadczenia nigdy nie powinny być oceniane negatywnie. Więc od czasu do czasu dam się skusić na te "przełomowe książki, których jeszcze nie było", żeby wreszcie znaleźć coś, co przekona mnie do łaskawszego podejścia do tej gałęzi literatury. Niestety, nie tym razem.

Od razu zaznaczę, że nie będzie to szalenie merytoryczna opinia. Zdaję sobie sprawę, że patrzę na temat przez pryzmat wyrobionej już opinii, którą, niestety, "Ogarnij się" jeszcze umocniło. Co tu jest nie tak? W zasadzie wiele rzeczy. Już sam polski tytuł odrzuca. OK, analizując zupełnie neutralnie: ogarnianie się = doprowadzanie się do porządku, czyli w zasadzie coś, do czego poradnik ma doprowadzić. Ale no proszę Państwa, nie posługujemy się językiem polskim od wczoraj, i wiemy doskonale, że hasło "ogarnij się" bardzo często ma wydźwięk oceniający, deprymujący czy wręcz obraźliwy - słowem: negatywny. Kiedy słyszę rzeczone "ogarnij się!" pod swoim adresem, ciśnienie skacze mi mocniej niż po podwójnym espresso, a trybiki w głowie tworzą najwymyślniejsze riposty zniechęcające do dalszej interakcji ze mną. Macie tak samo? A może to tylko ja?

W każdym razie już sam tytuł może działać intencjonalnie. A to dopiero początek. "Ogarnianie się" jest bowiem procesem bardzo rozległym, obejmującym tak naprawdę wszystko - od ogarnięcia rano, że trzeba wstać i wyszykować się do wyjścia, zamiast przewracać się na drugi bok, przez logistykę dnia codziennego, do poważnych wyzwań intelektualnych, jakie niesie ze sobą uczęszczanie do szkoły/pracy. Ogarnianie siebie to też doprowadzanie do porządku swoich emocji, myśli, pragnień, ale też włosów i ubrania, organizowanie pożywienia czy rozrywek. Więc o czym jest "podręcznik" Sarah Knight? Po zapoznaniu się z książką potrafię powiedzieć, że dotyczy strefy emocji, że skromna objętość wydania w rzeczywistości jest jeszcze skromniejsza, bo zapełniona rysunkami i grafami do ćwiczeń. Dla mnie nieprzydatnych. Wszystko to okraszone komentarzami, które może w języku oryginału brzmią nieźle, może wręcz zabawnie, albo mają "flow". Po polsku już niekoniecznie się sprawdzają. Mówiąc w skrócie: to taki poradnik bardzo luźny, uproszczony, żeby nie powiedzieć, że spłycający niektóre zagadnienia. Chciałabym powiedzieć coś pozytywnego, ale niestety nie tym razem. Z tego miejsca serdecznie przepraszam, że bez przykładów, ale naprawdę nie czuję potrzeby ich analizowania. Co innego, gdyby to były przykłady pozytywne - a tych dla siebie nie znalazłam.

Przy czym zaznaczam z całą mocą: to moja indywidualna opinia, dodatkowo podbita specyficznymi doświadczeniami z tego typu literaturą i potrzebami zanurzenia się w zagadnienie. Ktoś inny może odkryć w niej coś, co jest ciekawe, przydatne czy choćby inspirujące do zgłębiania konkretnej tematyki. Pamiętajcie, każda lektura to dobra lektura, jeżeli wynosicie z niej coś dobrego - choćby poczucie miło spędzonego czasu. Ja nie polecam, ale może ktoś ma odmienne doświadczenia? Dajcie znać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku! Dziękuję Ci serdecznie, że tu zajrzałeś i że poświęciłeś mi chwilę. Proszę, zostaw po sobie ślad, ponieważ każdy komentarz jest dla mnie największą nagrodą za włożoną pracę i serce :)