Frédérique Molay: Witajcie w Murderlandzie

Kiedy wirtual staje się realem

Wirtualne symulatory życia to od kilku lat gorący temat – zarówno w mediach, jak i w literaturze. Internetowe duplikaty życia pochłaniają czas i uwagę, a wręcz prowadzą do zaburzeń w zakresie oddzielania fikcji od rzeczywistości. W Witajcie w Murderlandzie zatarcie granic staje się narzędziem w ręku mordercy… działającego równolegle w realu i online.
Island to gra, która staje się drugim domem dla Nathana, harwardzkiego wykładowcy. Rozwiedziony profesor znajduje w niej azyl, ucieka od dręczącej go rzeczywistości. Pewnego dnia jego wirtualny spokój zostaje jednak zburzony – nawet rzeczywistość internetowa staje się nieubłagana. Nat, bo tak nazywa się awatar mężczyzny, wraca do swojej posiadłości za miastem, kiedy niespodziewanie pod koła jego samochodu wpada kobieta. Szybko znajdują się świadkowie wydarzenia, którzy uspokajają Nata powtarzając, że widzieli, jak kobieta rzuca się pod koła.
Wydawałoby się, że doszło do wypadku, jakich w realnym życiu jest – niestety – wiele. Jest jednak inaczej. Island to z założenia miejsce idylliczne, pozbawione zła i problemów. Nic więc dziwnego, że przyciąga tłumy internautów, dając im złudne poczucie azylu i alternatywy od często krzywdzącego, acz prawdziwego życia. Jednak zarówno Natan, jak i Nat tracą poczucie bezpieczeństwa – utopijna kraina, jaką niewątpliwie stało się Island, jest zbyt dobra, żeby awatary miały powody do popełniania samobójstw. Zbrodnie także nie mają prawa bytu w tym wirtualnym raju. Co więc się wydarzyło?
Nat, zaintrygowany tym nietypowym procederem, łamie konwencję gry i podaje swoje prawdziwe dane wirtualnemu policjantowi, aby spotkać się w realu i zbadać sprawę. Autor Witajcie w Murderlandzie doskonale ukazuje, jak uzależnienie od gier, ale i sztucznego poczucia stabilności i bezpieczeństwa, postępuje. Po cichu, lecz w zastraszającym tempie zajmuje uwagę gracza, wypełniając braki z codziennego życia tak doskonale, że ofiara w skrajnych przypadkach zaczyna zatracać się na granicy prawdziwego życia i gry. Jak dalekie było uzależnienie Natana, który postanowił spotkać się z innym graczem z nadzieją, że wyjaśni zbrodnię niedopuszczalną w grze? Jak duże miało to dla niego znaczenie?
Jak się okazało, dość spore. Tym razem zadziałała jednak intuicja lub po prostu Natan znalazł doskonały pretekst, który zatuszował jego pochłonięcie grą. Tymże pretekstem było morderstwo w Bostonie, mieście, w którym żyje Natan. Żeby tego było mało, główny bohater zaczyna dostrzegać wątki subtelnie łączące anomalię w grze z morderstwem w Ameryce.
Brzmi jak psychodeliczna teoria spiskowa nałogowego gracza? Niestety okazuje się, że jest prawdziwa – a tym samym dowodzi, że wirtualny nałóg to naprawdę niewinna przypadłość w porównaniu ze skalą zbrodni, która stopniowo zaczyna wychodzić na jaw. Zarówno w grze, jak i w Bostonie pojawiają się kolejne ofiary… Jak rozwinie się sytuacja? Czy nałóg Natana mu zaszkodzi czy pomoże? Tego nie zdradzę, ale zapewnię, że warto przekonać się samemu.
Doskonale skonstruowana narracja i przemyślana fabuła powodują, że od książki nie sposób się oderwać. Niestety, są też znaczące mankamenty. Głównym jest tłumaczenie. Nie znam języka oryginału, więc nie jestem w stanie porównać jakości tekstu oryginalnego do jego polskiego odpowiednika, jednak już intuicyjnie można wyczuć, że pozostawia on wiele do życzenia. Prosto, wręcz wydaje się, że na szybko konstruowane zdania, nastawione stricte na przekazanie historii pojawiają się w niemalże całym tekście. Przez taką formę nie tylko nie można zasmakować w opowieści, ale i niejednokrotnie odnosi się wrażenie, że jest ona napisana na siłę. Na szczęście pomysł jest tak dobry, że treść całkowicie zwycięża nad formą.
Powieść toczy się w dwóch przestrzeniach – realnej, bostońskiej oraz wirtualnej, w sercu Island. Narracja oraz dialogi dotyczące rzeczywistości wirtualnej zostały wyróżnione kursywą. Jest to kolejna przeoczona szansa na wyciągnięcie maksimum z surowego pomysłu na treść. Elementy fikcji i rzeczywistości, przemieszane w nie do końca jasny sposób, jak na przykład w Kontrolerze snów Marka Nocnego, zmusiłyby czytelnika do poświęcenia większej uwagi treści, wywołały by spekulacje lub nawet różne interpretacje. Tak się jednak nie stało.
Po przeczytaniu książki czytelnik może nabrać do niej ambiwalentnego stosunku – zachwycony treścią i ciekawym zakończeniem, czuje niedosyt – a wręcz irytację – z powodu formy. Niemniej jednak, Witajcie w Murderlandzie tak mnie zachwyciło, że nie jestem w stanie oceniać go przez pryzmat warstwy technicznej tekstu. Sprawdźcie sami, moim zdaniem  to świetny (pod względem merytorycznym) kryminał!
Ewa Król
_________________________
Recenzja napisana dla

1 komentarz:

  1. Widziałam tą książkę w okazyjnej cenie, ale się nie skusiłam... Teraz troszkę żałuję :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku! Dziękuję Ci serdecznie, że tu zajrzałeś i że poświęciłeś mi chwilę. Proszę, zostaw po sobie ślad, ponieważ każdy komentarz jest dla mnie największą nagrodą za włożoną pracę i serce :)