Czy w życiu codziennym, w obecności wszechogarniającej rzeczywistości, jest miejsce na marzenia, wspomnienia i nutkę magii? Ależ oczywiście! Żywym dowodem na to jest Greta – pracownica starego kina, które – wraz z partnerem i przyjaciółką – obejmuje w posiadanie po śmierci poprzedniej właścicielki. Ale czy to po prostu stare kino z tradycjami?
W momencie, w którym czytelnik poznaje Gretę, ta ma wiele na głowie – trafiamy w bardzo intensywny okres w życiu kobiety, w czasie którego wiele się dzieje, rozgrywają się wzloty i zdarzają się upadki. Choć podobnie jest też w życiu Emila – partnera kobiety oraz Erwiny, ich przyjaciółki, a czytelnik towarzyszy im na każdym kroku, szybko można odnieść wrażenie, że zdarzenia te nie wywierają na odbiorcy wielkiego wpływu. To nie tak, że wydarzenia wyprane są z emocji, a czytelnik modelowy pozbawiony empatii. Jednak jest coś, co przyćmiewa całą tę doczesność, a powieści nadaje klimatu – a chodzi oczywiście o cały kalejdoskop nierzeczywistych zdarzeń, które otulają bohaterów, nadają im kolorów i sensu. W ten sposób na kartach powieści goszczą gwiazdy starego kina, nawiązując rozmowy z Gretą, a także dając jej rady i ostrzegając przed przyszłością. Jest też nienarodzone jeszcze dziecko, nazywane Małym Stworzonkiem, które to nocami Greta odwiedza we własnym łonie. Mimo tych wszystkich nieprawdopodobnych wątków, książka nie trąci absurdem czy śmiesznością, a raczej emanuje tajemniczą, bardzo specyficzną aurą. Jest też stary, klasyczny wygląd kina Inframundo i ptak-symbol, czyli kruk Corvus, którego rola – choć nie do końca jasna – była zwieńczeniem tego ładunku nierealności.
W przypadku Inframundo, włożenie powieści w ramy realizmu magicznego okazało się być strzałem w dziesiątkę. Opary nierzeczywistości, oscylujące na granicy realizmu i oniryzmu rozmowy z bohaterami kinowymi oraz wątła sieć symboli, domysłów i przeczuć to najlepsze, co mogło przytrafić się tej, skądinąd prostej, fabule. Jednocześnie są to główne składowe duszy, jaką niewątpliwie ma ta książka – a to wszystko dzięki zamiłowaniu autorki do pisania, które jest prawie że namacalne.
Nie zniechęcajmy się zatem, jeśli Inframundo okaże się dla nas lekturą, której fabuła w żaden sposób nas nie emocjonuje, a wątki fantastyczne wydają się być pozbawione sensu. Zapewniam, że w ostatecznym rozrachunku z treścią powieści wszystko się wyjaśnia i nabiera sensu, a wrażenie po lekturze jest bardzo pozytywne.
Choć Greta jest marzycielką śniącą na jawie, i to dzięki niej czytelnik zanurza się w feerii barw i dźwięków przeszłości, nie ona zasługuje tutaj na największą uwagę. Natomiast z wielką przyjemnością składam ukłon w stronę szalonego Mikołaja – wujka Grety, który opiekował się nią po śmierci rodziców. Mężczyzna okazał się być chyba najbarwniejszą z postaci, a swoją nietuzinkowością i nieszkodliwością wywoływał bardzo ciepłe uczucia. Zaś wisienką na torcie okazał się być korespondujący z treścią powieści dialog pomiędzy Emilem i Mikołajem, podczas gdy ten dowiedział się, że Greta urodziła chłopca:
- Dlaczego tak cię to cieszy? – spytał łagodnie Laudo.- Ponieważ nie trzeba go będzie czesać. Nie umiem czesać dziewczynek – chlipał cicho. - Trzeba im robić te wszystkie kiteczki, warkoczyki, wstążeczki. To bardzo skomplikowane. Och, jak to dobrze.
Drugi ukłon należy się postaci, która pod właściwym imieniem pojawiła się w powieści tylko na krótki moment – chodzi oczywiście o syna Grety i Emila, Julesa. To takie typowe, urocze dziecko, które samą swoją obecnością zastępuje całą magię, która sączyła się z każdej strony tej powieści.
Pod względem technicznym książka wydana jest poprawnie – nie ma literówek ani poważniejszych błędów. Chciałoby się powiedzieć, że to naturalny stan rzeczy, jednak w porównaniu z współcześnie wydawaną literaturą jest to wyjątkowo uważnie napisana i złożona książka. Okładka także wydaje się być przemyślaną kwestią – jest skromna, ale gustowna, a przy tym koresponduje z treścią. Dlatego jeśli wasz wzrok zatrzymał się na oprawie Inframundo, gwarantuję wam, że w środku jest równie smacznie – a nawet lepiej.
Mimo wszystkich pozytywnych aspektów, których powieści niewątpliwie nie brakuje, nie jest to książka, która każdemu przypadnie do gustu. Realizm magiczny, choć zastosowany z rozwagą i pomysłem, nie jest gatunkiem oczywistym dla współczesnych odbiorców – nie koresponduje z zasadami rządzącymi klasyczną powieścią, ale jednocześnie niewiele ma wspólnego z fantastyką. Ja sama miałam długo problem z faktem, że z wydarzeń niewiele wynika, nie potrafiłam się wciągnąć w tę dziwność rządzącą całym tekstem, a w konsekwencji – pozostał we mnie pewien niedosyt typowy dla pożeraczy innego rodzaju literatury. Jednak mimo wszystko mogę stwierdzić, że warto zajrzeć na karty Inframundo, zwłaszcza jeśli ma się bujną wyobraźnię i chętnie przymruża oko na sztywną rzeczywistość. Dajmy się więc zaprosić na ten nietypowy seans!
Najbardziej boimy się tego, co drzemie w zakamarkach naszych umysłów
__________
Za egzemplarz recenzencki i dedykację, która okazała się być miłą niespodzianką, bardzo serdecznie dziękuję
Autorce - Pani Marcie Trzeciak.
Po Twojej recenzji nabrałam ogromnej ochoty na tę książkę. Muszę przeczytać:)
OdpowiedzUsuńTo super, polecam serdecznie, bo "Inframundo" charakteryzuje się raczej niecodzienną stylistyką ;-)
UsuńZ jednej strony mam wielką ochotę na tą książkę a z drugiej niezbyt ale ostatnio bardzo chętnie poznaje nowych autorów nowe autorki więc raczej po ksiązke sięgnę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie INNA
http://happy1forever.blogspot.com/
Mnie też towarzyszyły mieszane uczucia podczas lektury, niemniej jednak książka ma bardzo pozytywny wydźwięk - także zachęcam :)
UsuńInteresująca :)) Jak tylko wpadnie mi w ręce to na pewno ją przeczytam :)
OdpowiedzUsuńhttp://tellingthemthestory.blogspot.com/
Polecam, klimat jest dość intrygujący! :)
UsuńCiekawa pozycja, narobiłaś mi ochoty ;) Jak ja lubię tych nieznanych autorów, za talent, który my musimy odkryć :)
OdpowiedzUsuńPS. Wyłącz sobie obrazkową weryfikację komentarzy, w nocy tak trudno te literki odczytać ;))
Cieszę się, że moja recenzja narobiła Ci ochoty ;-) To prawda, bardzo przyjemnie jest odkrywać autorów, którzy nie wypełniają wszystkich witryn sklepowych. Często są to żmudne poszukiwania, ale w tym przypadku otrzymujemy całkiem zgrabną powieść :)
UsuńHaha, już wyłączyłam weryfikację, obiecuję więcej nie straszyć blogiem po nocach! :D
Nie no, okładka jest po prostu przecudowna! I ten klimat kina.Musze mieć :)
OdpowiedzUsuńOj tak, dla kinomaniaków to prawdziwa gratka! :)
UsuńPoszukam jej w bibliotece ;)
OdpowiedzUsuńCiekawe, czy biblioteki mają ją w zbiorach :) U nas "Inframundo" jest tylko w Bibliotece Śląskiej - i nigdzie indziej. To dość krzywdzące moim zdaniem - to przecież kawał dobrej literatury! Ale cóż, grunt, że wszędzie można wypożyczyć Greya -,-'
Usuń