Karolina Głogowska i Katarzyna Troszczyńska stworzyły powieść o tematyce niełatwej, za to szalenie popularnej - nie tylko w literaturze, ale przede wszystkich w życiu. Powieść, która zawsze będzie trzymać przy sobie czytelnika, bo bazuje na specyficznym mechanizmie: przedstawia różne perspektywy i zmusza nas do poczucia chociaż cienia sympatii to osób z założenia negatywnych. Czy też raczej postępujących w tej konkretnej historii źle, nie jestem fanką dwuwymiarowego oceniania ludzi, nawet tych fikcyjnych. Czy zatem "Inna Kobieta" to bezsprzeczny sukces literacki, a my możemy zamykać dyskusję?
Co to, to nie. Ale zaczniemy od plusów. Takich jak na przykład życiowy temat i życiowe podejście do niego. Realny układ i realne jego konsekwencje, bez przekoloryzowania i pompowania sztucznego szoku. Klasyczne podejście, nie poddane na siłę modnym dziś nurtom - wszak pośredni trójkąt miłosny wypada dziś blado na tle jak najbardziej bezpośredniego trójkąta, zazwyczaj nie tyle miłosno-, co seksualnego. Tak, może i w kwestii szokowania wypada blado, ale tu mnie cieszy sięgnięcie do klasyki - bo to, co w wielkich produkcjach powoli staje się passe, wciąż jest naszym udziałem. Udziałem zdradzanych kobiet, ale też zdradzających mężczyzn i kobiet "pomagającym" im w tym. To są ludzkie problemy.
Na plus chciałabym też zaliczyć poprowadzenie duetu pisarskiego. Idea sama w sobie jest dla mnie jednocześnie ciekawa i nieosiągalna, bo wiem, jak trudno jest skleić opowieść w pojedynkę, a co dopiero w zderzeniu dwóch wizji. Nie wiem, jak Panie pracowały, mam przypuszczenia - może jedna z nich próbowała oddać emocje żony, druga kochanki? Może weszły w ustalone role, a na końcu wzajemnie skonfrontowały swoje stanowiska? Może powstały dwie indywidualne wersje i zostały połączone najatrakcyjniejszymi czytelniczo punktami? Nie wiem, ale podoba mi się jednolitość: nie rzuca się w oczy, że pisały to dwie pisarki, nie jest to widoczne z kosmosu, a jednak można wyczuć w narracji pewną indywidualność. To sobie bardzo cenię, bo nie jest ani zbyt kontrastowo, ani zbyt "płasko".
To na deser minusy. Dobrą chwilę się zastanawiałam, jak ująć moje wątpliwości, żeby ich tło było dla Was jasne, a żeby nikogo nie urazić. Autorki zdecydowały się w powieści na jedną konkretną historię - i wiadomym jest, że żeby powieść miała sens, musi się na tej historii skupiać, a nie referować do innych możliwych przypadków: a to młodsze panie, a to starsze panie, a to inaczej wywiązał się romans, a to inaczej wszyscy na niego reagują,... No, nie. Mamy tutaj konkretną reprezentację i jej się trzymamy. Ale mimo to nie potrafię pozbyć się wrażenia, jakby powieść była przesiąknięta stereotypową "polską kobitką zasiedziałą w chybionym małżeństwie": rezygnacja, niskie poczucie własnej wartości, ociężałe tempo fabuły; a z drugiej strony wyrachowanie i niby-zachodnia pewność siebie. Słuchajcie, ja zdaję sobie sprawę, że jak ktoś jest zdradzany, to czuje się źle. Może być zrezygnowany, a nawet myśleć o wszystkich, o sobie (!) zresztą też, źle. Ale osoba zdradzana (zdradzająca też!) ma cały szereg cech, lepszych i gorszych, które czynią ją człowiekiem; zdrada i jej pochodne to nie jest całe jestestwo osób wplątanych w romans. Rozumiecie, o co mi chodzi? Tam gdzieś po drodze, w miarę jak trójkąt się zacieśniał, a panie Autorki pracowały nad ciekawą fabułą, bohaterowie zaczynali tracić swoje ja - była tylko zdrada, szarość, burość i beznadzieja. Szalenie mnie interesuje, czy ktoś odniósł podobne wrażenie - porozmawiajmy! :)
A tymczasem zostawiam Was z oceną neutralną. Garstka plusów, garstka minusów, w sumie składających się na przyzwoitą polską powieść współczesną. Można przeczytać, zwłaszcza jeśli się ma zamiłowanie do gatunku, ale absolutnie nie trzeba. Z drugiej strony jak wejdziecie z nią do tramwaju to też wstydu nie będzie. Dobrej lektury!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku! Dziękuję Ci serdecznie, że tu zajrzałeś i że poświęciłeś mi chwilę. Proszę, zostaw po sobie ślad, ponieważ każdy komentarz jest dla mnie największą nagrodą za włożoną pracę i serce :)