Christina Dalcher: Vox

Zaczęło się prozaicznie - mimochodem redukowane pozycje reprezentacyjne zajmowane przez kobiety, tłumienie protestów, indoktrynacja dzieci pod płaszczykiem edukacji. Może i niezbyt zdrowe obrazki, ale na pewno znane z historii, nawet tej najnowszej. Kiedy jednak wybory wygrały "właściwe" osoby, cicha polityka przemieniła się w otwartą agresję: kobietom założono na nadgarstki liczniki słów, z dnia na dzień pozbawiono ich pracy, zamknięto w domowych kieratach bez wolności i godności. Brzmi przerysowanie? No jasne. Ale wypadło całkiem wiarygodnie.

Kiedy pierwszy raz usłyszałam o powieści "Vox", miałam mocno mieszane uczucia. Zamknięcie kobiecych ust siłą, rozgrywające się w skali państwowej? Bransoletki rażące prądem za przekroczenie limitu 100 słów? Zaprowadzenie absurdalnego wręcz terroru w  A m e r y c e , najbardziej wyzwolonym miejscu na Ziemi? No, nie wiem. Zwłaszcza, jeśli promocja publikacji aż ociekała dyskursem feministycznym, który - nie oszukujmy się - w ostatnich czasach wywędrował zdecydowanie za daleko od swojej pierwotnej idei. Dlatego też do powieści podeszłam dość sceptycznie, gotowa na idee, o których wcale nie chcę czytać.

Ale, ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu, powieść okazała się być całkiem dobrym thrillerem. Wbrew reklamie, wcale nie ociekała feminizmem ani postulatami - ani dobrymi, ani złymi. Jak już, to była popisem rasowego szowinizmu, ale tego akurat należało się spodziewać, skoro autorka zamierzała uzyskać efekt państwa zdominowanego przez mężczyzn. Mamy więc neutralne dla świata realnego, ale bardzo barwne dla warunków powieściowych zarysowanie świata. Mamy ciekawych bohaterów, niebanalną fabułę (choć taki gatunek wręcz musi zahaczyć o obowiązkowe "punkty programu", pomiędzy nimi autorka bardzo ładnie przemyciła kilka niebanalnych wątków towarzyszących) i lekkie pióro. Do tego stopnia lekkie, że świat, o którym zaledwie kilka zdań wcześniej napisałam, że jest przerysowany, stał się miejscem ciekawym i dosyć realnym (choć tylko na potrzeby powieści, bo nakładając jej obraz na nasze życie, możemy tylko uśmiechnąć się z pobłażaniem). I chociaż można by wyliczyć kilka mankamentów, a już z całą pewnością zarzucić pośpieszne, niechlujne wręcz zakończenie tak misternie witej historii, "Vox" samo w sobie jest poprawną, dobrą pozycją do poduszki.

Jak to jednak w dzisiejszych czasach bywa, reklama dźwignią handlu - i reklama źródłem nieszczęść. Jak dla mnie, w tym przypadku skłaniałabym się raczej ku stwierdzeniu, że polski marketing (zakładam, że na wzór marketingu rodzimego dla autorki) zrobił "Voxowi" krzywdę. OK, osoby intensywnie funkcjonujące w dzisiejszym kształcie nurtu feministycznego na pewno kupiły tę powieść w ciemno - ale cała reszta społeczeństwa? Czy reklamowanie powieści oderwanej od rzeczywistości (bo to jest, proszę Państwa, klasyczna antyutopia, nie zapominajmy proszę o tym!) hasłami "ważny głos w epoce ruchu #MeToo i w świetle ogólnoświatowych dyskusji o prawach kobiet", "niepokojąco prorocza opowieść ku przestrodze" lub "czy to tylko zatrważająca dystopia?", jest na pewno w porządku?

Tak, dzisiejszy świat (i nie tylko dzisiejszy!) jest pełen podziałów i dyskryminacji. Tak, kobietom wciąż odmawia się pewnych rzeczy, zwłaszcza w mniej rozwiniętych rejonach świata. Tak, powieściowe zakucie w kajdany można traktować jak metaforę - a jej przerysowanie jak znak, że i my, jako gatunek ludzki, zaczynamy przekraczać niewłaściwe granice. To wszystko jest prawdą, ale jednak nie nazwałabym "Vox" manifestem. A tym bardziej byłabym ostrożna w zacieraniu linii, która w tym przypadku dość stabilnie oddziela nas od świata przedstawionego, mimo że przebiega ona po płaszczyźnie tematyki bardzo aktualnej w realnym życiu.

Czy zatem mogę polecić powieść Christiny Dalcher? Oczywiście. Nie jest to genialna praca, ale z pewnością jest poprawna i przyjemna dla czytelnika. Prowokuje do myślenia i analizy świata, który otacza nas na co dzień. Mimo to zachęcam do pozostawienia jej tam, gdzie jej miejsce - w sferze literatury. I nie powołujmy się tu na Huxleya i Orwella, bo to - niestety - trochę nie ta półka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku! Dziękuję Ci serdecznie, że tu zajrzałeś i że poświęciłeś mi chwilę. Proszę, zostaw po sobie ślad, ponieważ każdy komentarz jest dla mnie największą nagrodą za włożoną pracę i serce :)