Nawet nie wiem od czego zacząć, tyle mam różnych myśli i emocji po lekturze "Chin 5.0". Może należałoby zacząć od tego, co wiemy o Chinach. Mówiąc "my", mam na myśli statystycznego Europejczyka, który nieponadprzeciętnie interesuje się polityką czy nowymi technologiami. Moje pierwsze "chińskie" skojarzenia to: przeludnienie, mikroskopijne mieszkania, opowieści o obowiązku posiadania maksymalnie jednego dziecka, kotki machające łapką i tanie, plastikowe rzeczy, które zalały nas parę dekad temu i dalej mają się doskonale (bo jak inaczej wytłumaczyć sukces AliExpress?). I tak na gorąco wyliczając to by było na tyle - czyli mało, i to w bardzo krzywdzącym kluczu. Bo Chiny to przecież bogata kultura, szereg wspaniałych cech przypisywanych ogółowi narodu chińskiego, długowieczna tradycja. Ale też piętrzące się problemy i zagadnienia, które we współczesnej Europie mogą jawić się dość abstrakcyjnie. Kai Strittmatter postawił jednak na wątek bardzo ciekawy - coraz bardziej obecny w codzienności, i zatrważający. Technologia w komunistycznej praktyce.
Chiny to przede wszystkim bardzo rozwojowe państwo. A przy tym komunistyczne, co jest mieszanką dalece niebezpieczną. I właśnie o tym są "Chiny 5.0" - o postępie, umiejętności zaimplementowania go do codziennego funkcjonowania państwa i zagrożenia, jakie to za sobą niesie. Przyznacie - państwa europejskie dalekie są do dogonienia rozwoju świata wirtualnego: począwszy od regulacji prawnych a skończywszy na korzystaniu z dostępnych rozwiązań. I o tyle, o ile jest to złe, jest też i dobre. Czemu? Chiny są odpowiedzią. Wszechobecna inwigilacja czy kamery z systemem rozpoznawania twarzy to tylko szczyt góry lodowej. I nie będę tu nic więcej zdradzać - mam nadzieję, że będzie to zajawka, która popchnie Was do lektury książki Strittmattera. I że przeczytacie ją z takimi wypiekami na twarzy, jakie miałam ja.
Niestety bardzo rzadko były to wypieki ekscytacji - bo większość poruszonych zagadnień raczej napawa negatywnymi myślami. Ale czytało się to wybornie, a ja sama często łapałam się na tym, że mam wrażenie, że czytam fikcję literacką. To uczucie dotychczas było zarezerwowane dla publikacji o Korei Północnej - a tu proszę, niespodzianka. Z tych mało przyjemnych.
Gdybym miała wskazać minusy, przyczepiłabym się do tej technologii - jeśli liczycie na to, że dokładnie zrozumiecie technologie, które królują w Chinach, może czekać Was rozczarowanie. Nacisk jest raczej na warstwę społeczno-polityczną, technologia jest kontekstem, ale nie jest rozłożona na czynniki pierwsze. Co w żaden sposób książce nie ujmuje - ot, sygnalizuję, że to nie jest do końca "geekowa" publikacja.
Szczerze polecam, każdemu - książka jest przystępna dla osób z niewielką wiedzą o Chinach, ale też nie znudzi osoby lepiej obeznanej z tematem. Zjawisko wciąż się rozwija, i "Chiny 5.0" to dobry punkt zaczepienia, żeby je zrozumieć i móc obserwować w przyszłości. Chociaż temat przygnębia, lektura jest wyborna. Dawno nie czytałam tak dobrej książki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku! Dziękuję Ci serdecznie, że tu zajrzałeś i że poświęciłeś mi chwilę. Proszę, zostaw po sobie ślad, ponieważ każdy komentarz jest dla mnie największą nagrodą za włożoną pracę i serce :)