Zespół muzyczny to nie tylko jego członkowie, instrumenty i chwytliwy repertuar. To nie samo pięcie się po szczeblach kariery ani robienie show na największych arenach świata. Natomiast z całą pewnością można powiedzieć, że zespół to więź między muzykami i fanami, atmosfera i nić porozumienia. No i jest coś jeszcze. Dobry roadie nigdy nie zawadzi, a wręcz staje się człowiekiem na wagę złota!
Wyjść należy od obalenia podświadomego wniosku, że publikacja Coldplay. Życie w trasie jest biografią zespołu. Choć czytelnik niewątpliwie odnajdzie w niej informacje o Coldplay, o których wcześniej nie słyszał, sednem tej książki wydaje mi się być jej autor, Matt McGinn, który jest roadie rzeczonego zespołu. Jednak pisanie dalej o Życiu w trasie byłoby niewłaściwe bez uprzedniego wyjaśnienia tego tajemniczego terminu.
Choć w Ameryce zapewne jest on w powszechnym użyciu i nie dziwi nikogo, w Polsce wciąż pozostaje znakiem zapytania – o czym najlepiej świadczy nieprzetłumaczalność tego słowa. Otóż roadie jest sprzętowym – człowiekiem od całej masy kabli, strojenia instrumentów i wykonywania całej tej pracy, bez której koncert nie miałby szans się odbyć (a przynajmniej nie w warunkach bezpiecznych dla naszej percepcji słuchowej!). I choć z punktu widzenia fanów jest to zwykły, szary człowiek, który mozolnie wykonuje powierzone mu zadania i opóźnia całą imprezę, w gruncie rzeczy wkłada on całą energię i umiejętności w to, żeby jego zespół wypadł jak najlepiej. O tym jednak za chwilę, na razie poświęćmy uwagę życiu pana Matta.
Pan Matt, po burzliwej, acz niezbyt urodzajnej karierze gitarzysty, wciąż pragnie pozostać w branży. Wykorzystuje więc swoją wiedzę i umiejętności, aby pracować jako roadie zespołu supportującego Muse. Na szczęście splot wydarzeń i dobrych decyzji sprawia, że nasz bohater trafia do Coldplay – ale nie, nie łudźmy się, że ówczesny Coldplay jest takim, jakim znamy go teraz. To kolejny mały, acz wysoko aspirujący zespół, który nagrał kilka kawałków i stara się zaistnieć.
Źle by się stało, gdybym skupiła się tu na opisywaniu losów Matta i zespołu, zwłaszcza że dziś już wiemy doskonale, że Coldplay jest marką zarówno rozpoznawalną, jak i cenioną. Zdradzę wam jednak, że Coldplay. Życie w trasie jest przepełnione różnymi smaczkami z życia muzycznego od kuchni, a przy tym dobitnie wskazuje, że nie wszystko jest takie, jakim my, fani, to widzimy. To porywający obraz mozolnej pracy, wzlotów i upadków, ale przede wszystkim więzi łączącej członków zespołu – zarówno tych estradowych, jak i całe zaplecze techniczne, bez którego żaden zespół nie miałby szans istnieć.
Warto też zwrócić uwagę na styl autora. Jeszcze we wstępie McGinn podkreśla, że postanowił porzucić tak zwany styl wysoki i pisze tak, jakby całą historię przekazywał ustnie, jak anegdotę. Czytając to, bardzo obawiałam się jakości tekstu – jednak nic bardziej mylnego! Dzięki potocznemu stylowi czytelnik odbiera obrazy dokładnie takie, jakimi zapewne były – pełne emocji, fascynujące i nie do podrobienia. Gawędziarski styl autora porywa i wręcz nie pozwala przerwać czytania!
Gdyby tego było mało, na koniec dorzucę jeszcze jedną ważną cechę tej książki: to nie jest publikacja tylko dla fanów zespołu Coldplay. Jak już padło na samym początku, nie jest to biografia, w związku z czym dla zrozumienia treści nie jest kluczowa znajomość repertuaru zespołu czy pewnych faktów z jego życia. Pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że Życie w trasie przypadnie do gustu nawet przeciwnikom tego zespołu! Czemu? Ponieważ jest to panorama muzycznego zaplecza, drogi do sławy, a przede wszystkim znaczenia więzi międzyludzkich, których obecność aż emanuje ze stron tej opowieści. Polecam bardzo serdecznie wszystkim osobom zafascynowanym muzyką – bez względu na gatunek i brzmienie!
__________
Za EGZEMPLARZ RECENZENCKI dziękuję serdecznie
__________
Za EGZEMPLARZ RECENZENCKI dziękuję serdecznie
Muzyka istnieje w moim życiu, owszem, ale jest na tyle mało znacząca, że nie czytam książek o jej tematyce :) Zresztą za Coldplay nie przepadam, więc to jeszcze dopełnia mojej niechęci do tej pozycji, nawet jeśli napisałaś, że książka jest dla każdego - fana i antyfana ;)
OdpowiedzUsuńJa działam tzw. etapami - albo słucham muzyki non stop, albo bardzo sporadycznie :P Nie wiem od czego to zależy, niemniej jednak ta książka zaciekawiła mnie sama w sobie, bez większego związku z Coldplay czy tego typu muzyką w ogóle :)
UsuńMam na półce, jeszcze nie przeczytaną...
OdpowiedzUsuńJa lubię ten zespół, więc chętnie bym przeczytała:)
OdpowiedzUsuńPolecam, powinno Ci się spodobać :)
Usuń