Bałkany XX wieku. Socjalistyczna
Federacja Republik Jugosławii i Tito. Później jego śmierć i rozpad kraju, który
przez wielu nigdy nie był za kraj uważany. Narastające konflikty, skrajny
nacjonalizm i oni – niczemu winni cywile, którzy ginęli, bo takie były okrutne
prawa tej wojny. Tak jeszcze do niedawna rysowała się rzeczywistość w krajach
byłej Jugosławii.
Bohaterów
powieści – młodego Polaka o imieniu Jacek, Fatimę – przepiękną Bośniaczkę oraz
ich przyjaciół z różnych zakątków Jugosławii – poznajemy w czasach istnienia
socjalistycznej Jugosławii, kiedy to drogi ich wszystkich splatają się w
jugosłowiańskim hufcu pracy. Bratstvo-Jedinstvo (Braterstwo i Jedność)
to slogan, który ich zbliża pod skrzydłami socjalizmu. I choć już wtedy
dochodzi do konfliktów na tle narodowościowym, są to raczej osobiste utarczki
aniżeli punkt zapalny konfliktu zbrojnego.
Choć głównym
tematem powieści jest miłość rodząca się między Polakiem i Bośniaczką, ich
wieloletnie uczucie, trud rozstania i niemożność życia razem, nierozerwalną
częścią opowieści jest najnowsza historia Bałkanów. Polak, początkowo
odwiedzając Jugosławię jako turysta i wakacyjny członek hufca pracy, z czasem
wynajduje kolejne preteksty, aby widywać piękną Bośniaczkę. W rytm ich spotkań
i rozstań, uniesień i tęsknot toczy się burzliwe życie Bałkanów – umiera
marszałek Tito, a niedługo później rozpoczyna się proces rozpadu Jugosławii.
Nagle ożywają idee nacjonalistyczne, żyjące dotychczas obok siebie narody
zwracają się przeciwko sobie, w wyniku czego dochodzi do krwawych walk w imię
nienawiści.
Rozpętuje się piekło, które jest tak nieprawdopodobne, że aż ciężko
uwierzyć, że jest prawdziwe. Serbowie chcą przejąć chorwacki Vukovar w imię
idei Serbia jest tam, gdzie żyją Serbowie; bośniackie Sarajewo zostaje
otoczone i ostrzeliwane przez armię jugosłowiańską – a gdy ta zostaje wycofana,
pojawia się armia serbska. I choć akurat w tych dwóch ważnych wydarzeniach
pojawia się Serbia, należy pamiętać, że agresja panowała w większości republik
dawnej Jugosławii – każdy każdemu wypominał winy, każdy walczył w imię innych
strat poniesionych z powodu sąsiada. W takich nastrojach i w atmosferze
wiecznego niepokoju o życie swoje i najbliższych przyszło żyć dawnym obywatelom
Jugosławii: Serbom, Bośniakom, Czarnogórcom, Macedończykom, Chorwatom i, w nieznacznym
stopniu, Słoweńcom, których walki niepodległościowe zakończyły się po zaledwie
kilku dniach wynikiem dla nich satysfakcjonującym. Czy zatem istniała szansa,
żeby przetrwało tam jakakolwiek ciepłe uczucie względem drugiego człowieka? Miłość,
w przypadku bohaterów powieści – bardzo wymagająca, wyznaczana kolejnymi
spotkaniami pięknej Bośniaczki ze swoim Polakiem, teraz już – reporterem
wojennym?
Róża na
chodniku to historia podwójnie poruszająca – oprócz tego, że oddaje
nastroje panujące na południu Europy, to jeszcze robi coś bardzo ważnego dla
świadomości każdego czytelnika: nie pokazuje obrazu cierpienia anonimowych
setek tysięcy ludzi - tutaj problem dotyka osób nazwanych, z którymi mamy
okazję zżyć się jeszcze przed czasami niepokoju, co znacznie mocniej uświadamia
rozmiary konfliktu i jego zgubny wpływ na niczemu winnych mieszkańców miast i
miasteczek umiejscowionych w samym centrum kotła bałkańskiego.
W tak
przytłaczającej atmosferze wszechobecnego nieszczęścia i ciężaru, jaki zostawia
na czytelniku świadomość tego, co jeszcze nie tak dawno działo się na południu
kontynentu, bardzo trudno jest skupić się na książce jako całości: ocenić nie
tylko fabułę, ale i jej stronę techniczną. Taka jest jednak istota literatury – to nie tylko to,
co wzniosłe i chwytające za serce, ale też to, jak tę atmosferę tworzy. I w tej
materii niestety mam kilka zarzutów. Pominę polskie błędy interpunkcyjne i
literówki, choć i takie się znalazły. Bardziej mnie frapuje niekonsekwencja w
zapisie nazw serbskochorwackich – niektóre z nich są całkowicie spolszczane,
natomiast inne – zapisywane serbskochorwackimi znakami diakrytycznymi.
Sporadycznie natrafiałam wręcz na nieprawidłowe nazwy, na przykład niewłaściwie
nazwana została sarma, czyli bałkańskie gołąbki zawijane w płat kiszonej
kapusty czy wyspa, na której rezydencję miał Tito (chodzi o wyspę Brijuni).
Wydaje się, że to dość błahe i nieszczególnie związane z ogólną wymową tekstu
błędy – ale jednak uważam, że to niedopuszczalne, żeby tego typu pomyłki
znajdowały się w tekście, który miał się stać kwintesencją Bałkanów.
Uważam jednak,
że najważniejsze w tej powieści jest dobre, obrazowe oddanie konfliktu między
republikami – i pod tym kątem patrząc, warto sięgnąć po tę pozycję, która
uświadomi każdemu, o jakim rozmiarze nieszczęścia mowa i jak okrutnie
przebiegały walki w miejscach, które dziś chętnie odwiedzamy z zupełnie innego
powodu. Jeśli jednak chcecie poczuć smak Bałkanów – sięgnijcie po inne lektury,
na pewno znajdzie się coś, co wprowadzi was w ten niepowtarzalny
klimat.
za egzemplarz recenzencki serdecznie dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku! Dziękuję Ci serdecznie, że tu zajrzałeś i że poświęciłeś mi chwilę. Proszę, zostaw po sobie ślad, ponieważ każdy komentarz jest dla mnie największą nagrodą za włożoną pracę i serce :)