Masz wszystko: dobrą pracę, troskliwego męża, szczęśliwe dzieci. Jeżeli czegoś jeszcze chcesz od losu, to może jedynie paru dodatkowych chwil dla rodziny, bo tę widujesz tylko wieczorami. Być może jest to duży problem - ale za moment okaże się, że w obliczu tego, co nadchodzi, jest zupełnie błahy. Co czujesz?
Muszę to wiedzieć to jeden z tych thrillerów, które powoli zakładają sidła - a kiedy uśpią Twoją czujność, błyskawicznie się zacieśniają i nie puszczają do ostatniej strony. No, prawie ostatniej. Bo z Muszę to wiedzieć mam też kilka problemów, które niestety przyćmiewają potencjał historii. Ale może od początku.
Vivian Miller, główna bohaterka książki, pracuje jako analityczna CIA w sekcji rosyjskiej. Poznajemy ją w dniu, kiedy po latach pracy wreszcie ma szansę wcielić w życie swój autorski projekt i tym samym dotrzeć do jednego z doskonale strzeżonych rosyjskich łączników. W tej emocjonującej chwili, kiedy Vivian już wita się ze zwycięstwem, jak grom z jasnego nieba uderza szokująca informacja, która zmienia dosłownie wszystko, na czym opierał się jej świat. I choć nie wolno mi powiedzieć, co to za informacja, bo spoilerów nikt nie lubi, gwarantuję Wam, że błyskawicznie się zorientujecie. Oto jedna z wad marketingu: choć robi dużo szumu, siłą rzeczy zdradza też częściowo fabułę. Coś, co mogłoby być wielkim BUM już na początku książki, a stało się wzruszeniem ramion okraszonym "łeee, jakie przewidywalne". A szkoda.
Niemniej jednak kiedy wybaczymy tę wpadkę i ruszymy dalej, robi się ciekawiej - zawiłe kłamstwa, trudne do rozwikłania powiązania, zmienne plany i spontaniczne działania. W miarę rozwoju akcji powstaje rasowy, mocny thriller psychologiczny - czyli to, na co wszyscy czekamy z każdą gatunkową nowością. I na tym z radością bym poprzestała, ale niestety wcale nie mamy do czynienia z takim ideałem, z jakim wydaje się nam po zapoznaniu z konstrukcją i "wkręceniu" w intrygę. Przykro mi, muszę Wam to zepsuć.
Choć Muszę to wiedzieć jest wręcz naszpikowany nieoczekiwanymi spin-offami, niestety maksimum napięcia potrafi momentalnie spaść przy okazji wrzucenia do historii elementu superoczywistego - a tych kilka się przytrafiło. Niestety, powieść wpadła też w sidła własnego gatunku - propozycja Karen Cleveland, głęboko zanurzona w nurt thrillera psychologicznego, siłą rzeczy jest też naszpikowana skrajnościami i nagłymi zwrotami akcji. Co ciekawe, z nimi też można przesadzić. I chociaż wiem, jak brzmi to w przypadku tego typu powieści, autorce się to udało - pewne "łaaaaaał momenty", kiedy się nimi przeładuje konstrukcje tekstu, zamiast szokować, zaczynają sprawiać wrażenie, że opowieść jest nieco naciągana i przekombinowana. A szkoda, bo do pewnego momentu naprawdę się wciągnęłam.
- UWAGA! Ta część zawiera spoilery konstrukcyjne, nie zdradza jednak treści zakończenia! -
Do którego dokładnie? Mniej więcej do rozwiązania akcji - które, niestety, nie rozegrało się na kilku ostatnich stronach, ale na kilku końcowych scenach. W czym problem? Ano w tym, że po punkcie kulminacyjnym autorka błyskawicznie rusza ku rozwiązaniu akcji, rozwlekając je na długo i szeroko, żebyśmy zyskali pewność, że będzie happy end i nic nie pozostanie niedopowiedziane. W niektórych przypadkach takie szczęśliwe zakończenia są wręcz nieodzowne dla historii - i Muszę to wiedzieć spokojnie można by zaliczyć do takiej grupy: ze względu na sposób poprowadzenia opowieści, jej klimat i sposób przedstawienia dzieci, które przecież na taki happy end zasługują. I tyle byłoby wystarczająco - parę słów o tym, że skończyło się dobrze i zamknięcie historii, bo w tym przypadku wcale nie zniszczyłoby efektu thrillera. Ale autorka postanowiła inaczej.
Jak zatem kończy się powieść? Tego też Wam nie zdradzę bo okazuje się, że nie wszystko złoto, co się świeci, i nie wszystko sielanka, co jest przesłodzone i przedłużane. Okazuje się, że ten przerost formy nad treścią w ostatniej sekcji książki to nie błąd pisarski, ale przygotowanie gruntu na jeszcze jeden, finałowy już, spin-off. Czy uratuje to końcowy odbiór powieści? To pozostawiam Waszej ocenie. Dla mnie to nadal przesadzone rozbudowanie zakończenia i wykorzystanie zaskoczenia czytelnika do wprowadzenia jeszcze jednego spin-offa, który - obawiam się - może zostać odebrany jako przegadanie całej powieści. Gdyby jednak posłużyć się nim nieco ostrożniej, efekt zostałby uzyskany.
Nie pozostaje mi zatem nic innego jak tylko ogłosić Karen Cleveland dobrą autorką i polecić Muszę to wiedzieć Waszej uwadze. Co prawda z pewnymi "ale" i na własną odpowiedzialność, ale mimo wszystko na plus. Miłej lektury!
- koniec spoilerów -
Nie pozostaje mi zatem nic innego jak tylko ogłosić Karen Cleveland dobrą autorką i polecić Muszę to wiedzieć Waszej uwadze. Co prawda z pewnymi "ale" i na własną odpowiedzialność, ale mimo wszystko na plus. Miłej lektury!
PREMIERA już 6 czerwca 2018 roku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku! Dziękuję Ci serdecznie, że tu zajrzałeś i że poświęciłeś mi chwilę. Proszę, zostaw po sobie ślad, ponieważ każdy komentarz jest dla mnie największą nagrodą za włożoną pracę i serce :)