Przyznaję: długo się zeszło, zanim zabrałam się za „Więcej niż pocałunek”. Ale gdy już raz wzięłam ją do ręki, przepadłam na dobre. Z „Testem na miłość” było odwrotnie – na fali wspaniałych chwil przeżytych z częścią pierwszą, momentalnie rzuciłam się do czytania. Niestety, zachwytów już nie było. Ale zacznijmy od początku.
Seria The Kiss Quotient
to jedna z tych serii, które operują w ramach zbudowanego świata i narzuconego
motywu, ale wymieniają bohaterów. Jedna książka opowiada o A i B, kolejna o C i
D, którzy mają podobne perypetie/to samo otoczenie, i nagle magicznie okazują
się być powiązani z A i B. Nigdy za takimi sagami nie przepadałam (Jeżycjada zrobiła
swoje, nigdy nie przeczytałam drugiej części, bo TAK rozczarowała mnie zmiana głównej
bohaterki), i teraz już rozumiem dlaczego. I żeby oddać moje wątpliwości,
najpierw opowiem Wam, za co tak pokochałam część pierwszą.
Otóż „Więcej niż pocałunek” ma wszystko, co powinna mieć dobra powieść obyczajowa – a nawet ciut więcej. Jest solidna historia, sporo lekkiego, autentycznego humoru, który naprawdę bawi oraz odrobina pikanterii. Ale przede wszystkim jest coś niezwykle ważnego: istotny społecznie wątek (główna bohaterka ma zespół Aspergera), który nie edukuje na siłę, ale życiowo przedstawia wszystkie blaski i cienie życia z przypadłością, której wciąż za mało jesteśmy świadomi. W efekcie czytelnik otrzymuje wspaniałą opowieść, pełną ciepła, o której nie sposób zapomnieć. Seksowny Michael jest naprawdę seksowny, rzeczowa Stella jest do bólu precyzyjna i urocza w swojej (wynikającej z zespołu Aspergera) społecznej nieporadności. Tak, jak rzadko odczuwam prawdziwe emocje w czasie lektury, tak tu płakałam, śmiałam się i ekscytowałam razem z bohaterami. Cudo, które mogę z czystym sumieniem polecić każdemu, kto w obyczajówkach (romansach, lekkich erotykach,…) gustuje.
Inaczej jednak sprawy
się mają z „Testem na miłość”. W tej części poznajemy Esme i Khaia – migrantkę
i chłopaka ze spektrum autyzmu. I chociaż historia toczy się tu inaczej (Esme ma
uwieść Khaia, a ten nie odczuwa takich emocji), jest nacisk na ten sam wątek.
Nie zrozumcie mnie źle. Czym więcej mówimy o problemach zdrowotnych,
społecznych, politycznych,… – zwłaszcza w taki sposób – tym lepiej. Niestety,
tym razem użycie schematu oraz powiązanie pary bohaterów z bohaterami części
pierwszej daje wrażenie powtarzalności i odgrzewanie ogranego już tematu.
Wierzcie mi, piszę to z wielkim żalem, ale „Test na miłość” mnie zawiódł. Gdyby
czytać go jako osobną powieść (spokojnie można, znajomość pierwszej części nie
jest tu do niczego potrzebna), pewnie wypadłby nieźle. Ale po sukcesie i
świeżości, jaką wniosło „Więcej niż pocałunek”, oczekiwania automatycznie
poszybowały wysoko, wysoko w górę. Czy polecam? I tak, i nie. Po trzeci tom na
pewno sięgnę, ot, z czystej ciekawości. Dajcie znać, czy Wasze przemyślenia
były podobne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Drogi Czytelniku! Dziękuję Ci serdecznie, że tu zajrzałeś i że poświęciłeś mi chwilę. Proszę, zostaw po sobie ślad, ponieważ każdy komentarz jest dla mnie największą nagrodą za włożoną pracę i serce :)