Aborcja, dzieciobójstwo i macierzyństwo młodych kobiet to tematy przewodnie powieści „Zabójczy mezalians”. Niestety, książka Arkadiusza Babczyka nie ma nic wspólnego z łamaniem tabu, a także jest najlepszym przykładem na to, że dobry temat jest tylko (bardzo małą) częścią sukcesu.
Ola, świeżo upieczona studentka Akademii Ekonomicznej w Katowicach, wyjeżdża na Mazury ze swoim chłopakiem Rafałem, aby uczcić swój życiowy sukces. Młodzi pochodzą z różnych warstw społecznych – Olę wychowuje zaledwie matka, która pracuje jako sprzątaczka, aby utrzymać się po śmierci męża; Rafał jest synem bogatego przedsiębiorcy i nauczycielki, która – ze względu na ich małą fortunę – pracuje tylko z pasji. Niespodziewanie, wbrew planom i ambicjom pary, Ola zachodzi w ciążę. Ojciec Rafała, od początku przeciwny związkowi syna z córką sprzątaczki, odmawia młodym jakiejkolwiek pomocy, co skutkuje koniecznością przerwania studiów i podjęcia pracy. O ile Rafał jest szczęśliwy, że w łonie jego kobiety rozwija się dziecko, tak sama zainteresowana nieprzerwanie szuka możliwości dokonania aborcji; pomysł porzuca dopiero wtedy, gdy rodzina staje na głowie i obiecuje Oli, że będzie miała możliwość dziennego studiowania. Dziewczyna, kosztem zdrowia najbliższych, decyduje się na ten układ; niestety już po roku życie postanawia pokrzyżować im plany i zmusza zrozpaczoną Olę do przerwania nauki. Czy dziewczyna pokornie porzuci marzenia i osiądzie w skromnym mieszkanku w roli matki? Bynajmniej.
W momencie, gdy kobieta zaczyna planować pozbycie się swojej córeczki, czytelnik zaczyna orientować się, w jakim kierunku zmierza fabuła. I o ile początek powieści pod względem fabularnym był do przyjęcia, a nawet ciekawił, tak dalsza część w bardzo nieprzyjemny sposób oznajmia nam, że to kolejna wariacja na temat głośnego medialnie przypadku dzieciobójstwa, do którego doszło w Sosnowcu – tylko w trochę innym wydaniu. To jest mój pierwszy poważny zarzut – książka nie ma na celu opowiedzenia historii Katarzyny W., ale też nie jest historią subtelnie podpartą tym przypadkiem. Czym zatem jest? Hybrydą rzeczywistości i fikcji, bardzo nieumiejętnie ze sobą przeplatanych. W „Zabójczym mezaliansie” autor nie potrafi nawet jednoznacznie zdecydować o miejscu akcji: wydarzenia rozgrywają się w miejscach, które znajdują się na mapie Polski – a więc są prawdziwe. Podane są nazwy miejscowości, instytucji, a nawet ulic tylko po to, aby jedno z wiążących wydarzeń powieści rozegrało się w miejscu, które nie istnieje w realnym świecie. Podobny zarzut należy skierować pod adresem zorientowania autora w realiach, które opisuje. Jasne jest, że książka została napisana niedawno i historia rozgrywa się na przestrzeni ostatnich kilku lat; skąd zatem miejsce na takie niedopatrzenia jak: nieaktualna nazwa uczelni czy opisywanie starego systemu studiów, który został zniesiony wiele lat temu? Te, wydawałoby się, drobiazgi, świadczą o braku przygotowania nawet w najmniejszym stopniu informacji o współczesnym świecie, który przecież stał się środowiskiem głównych bohaterów powieści.
Bohaterowie ci także zostali potraktowani po macoszemu – gdy czytelnik zaznajamia się z postaciami, otrzymuje o nich zdawkowe informacje: co studiują, co planują, z kim się przyjaźnią. A tym czasem dla historii, która ma w swoim podłożu poważne czyny, ważne jest przygotowanie portretu psychologicznego – jakimi ludźmi są bohaterowie, co przeżyli, co czują. Powtarzane przez Olę jak mantra „nie chcę tego bachora, bo przez niego nie mogę studiować” nie wyjaśnia czytelnikowi nic. Oczywiście poza tym, że Ola nie może studiować, o czym autor przypomina nam co chwilę. I, bynajmniej, nie jest to zabieg stylistyczny, który miałby w jakiś sposób być charakterystyczny dla Oli – wszyscy bohaterowie powtarzają bez przerwy te same schematy zdaniowe; zdarza się wręcz, że w narracji dochodzi do powielania tych samych lub familiarnych sformułowań bez jasnego celu.
Mówiąc o konstrukcji zdań, nie sposób przeoczyć problemu ich złożoności – a w zasadzie jej braku. Większość zdań to zdania pojedyncze, zdania złożone zaś są mocno ograniczane. Niestety, tak napisaną powieść bardzo źle się czyta – słowa w takim układzie zdają się być złem koniecznym, które autor musiał z siebie wyrzucić, żeby czytelnik mógł zrozumieć dalszą część historii. Choć w miarę rozwijania się akcji zdania nieco się uplastyczniają, zaczynają pojawiać się błędy. Dialogi także sprawiają wrażenie sztucznych, choć nie bez znaczenia jest tu fakt, że narracja rzuca na nie długi czarny cień.
W obliczu tylu poważnych usterek – zarówno w konstrukcji tekstu, jak i w samej realizacji fabuły – zaczęłam się zastanawiać, do kogo skierowana jest ta książka. Czy ze względu na młody wiek bohaterów można powiedzieć, że dla młodzieży? Moim zdaniem nie – bo żaden młody człowiek nie odnajdzie na stronach tej powieści swojego świata, z tego prostego względu, że świat przedstawiony jest bardzo skąpo zarysowany. Książka nie ma także walorów edukacyjnych – czytelnik niezwykle mało dowiaduje się o psychice bohaterów, natomiast sceny z początku książki wywołują co najwyżej pobłażliwy uśmiech („Ale od tej pory [gdy pękła im prezerwatywa – przyp. red.] chłopak Oli zawsze nakładał dwie prezerwatywy”). Zresztą język i naiwność kipiąca z opisywanych sytuacji na pewno nie przyciągnęłyby uwagi młodzieży.
Zakończenie powieści tylko utwierdza mnie w mojej opinii na temat „Zabójczego mezaliansu”. O ile pierwsza połowa książki, mimo poważnych przywar językowych, była w stanie zaciekawić, tak dalej było coraz gorzej. Finałowe zdania podsyciły tylko wrażenie, że historia została spłycona, i to w dużej mierze przez brak umiejętności literackich. Żeby jednak nie być gołosłowną, pozwolę sobie zacytować owo zakończenie: „Jej serce pękło. Tak po prostu. Tak zwyczajnie, jak kiedyś pękła prezerwatywa”.
Pozostawiając owo sformułowanie bez komentarza, podsumuję powieść krótko: nie polecam.
Ewa Król
___________
EGZEMPLARZ RECENZENCKI
Ja nie pokusiłam się na wystawienie oceny, bo nadzwyczajnej w świecie nie wiedziałabym jak ją ocenić i przez jaki pryzmat na nią patrzeć. Niemniej jednak masz racje, że napisana jest dość słabo i w sposób pozostawiający wiele do życzenia, mimo to emocji w niej nie brak.
OdpowiedzUsuńOczywiście, muszę zgodzić się z tym, że opisana historia jest bardzo poruszająca i budząca wiele odczuć. Jednak jest to na tyle delikatny temat, że raczej on sam w sobie wywołuje te emocje, a nie sposób zapisu, czyli treść właściwa.
UsuńFabuła ogólnie wydaje się nawet ciekawa, ale to co piszesz wezmę sobie do serca :) i nie będę szczególnie poszukiwać, choć mimo wszystko jakoś troszkę mam chęć :) już czytając u Cyrysi zapamiętałam tytuł. No zakończenie to jest niezłe, cóż za "głęboka" myśl :D
OdpowiedzUsuńHmmm, fabuła na pewno jest wstrząsająca, momentami wciągająca, a przede wszystkim ma pewien potencjał. Jeśli potrafisz zignorować drażniący i przede wszystkim bardzo słaby styl autora (ja niestety nie potrafię :(), ta powieść ma szansę Ci się spodobać :) Wszystko zależy od gustu, może akurat znajdziesz w niej coś, co mnie przyćmiły wady :) Pozdrawiam!
Usuńczytałam tę książkę, kompletne dno, jak i większość książek tego wydawnictwa które przeczytałam.
OdpowiedzUsuńNie sposób się z Tobą nie zgodzić :) Ale ja wciąż jestem dobrej myśli, w końcu książka to przede wszystkim kwestia autora (choć z technicznej strony różnie to bywa, wiem... ;)). Od Novae Res czytałam "Autokar do nieba", był taki nawet... wciągający. Natomiast "Zabójczy mezalians" to chyba najgorsza książka, jaką przyszło mi w życiu przeczytać. I jest to przykre, ponieważ fabuła sama w sobie porusza ważny i trudny temat... Niestety, tylko temat tam jest sensowny.
UsuńDla mnie autor zbyt mocno zainspirował się głośną historią dzieciobójstwa...A przytoczony przez Ciebie cytat i mnie zniesmaczył.
OdpowiedzUsuńMyślę, że ta inspiracja to było jego główne założenie... Niestety, dość kiepskie w moim odczuciu.
UsuńJeśli chodzi o cytat, tego typu smaczków jest w tekście co nie miara, ale finałowe zdanie pobiło wszystko. Nie wiem, jak rozdzierającą rozpacz można porównywać do prezerwatywy, ale cóż... Jaka książka, takie zakończenie :P