The Mindfulness Project: "Jestem tu i teraz"

Kiedy Jestem tu i teraz trafiła w moje ręce, ucieszyłam się. Obiecujące wydawało mi się dostanie prosto do rąk klucza do tego, jak stać się uważnym we wszystkim, co się robi. Niestety, klucz ten działa dość opornie.

Być może problem tkwi tak po prostu w braku zrozumienia i różnych oczekiwaniach. Decydując się na zapoznanie z The Mindfulness Project, liczyłam na to, że poprawię swoje skupienie i koncentrację, że znajdę sposób na to, żeby jeszcze więcej wyciągać z tego, co dzieje się w moim życiu. Być może były to zbyt wygórowane oczekiwania, być może źle zrozumiałam opis książki - lub po prostu był on nieprecyzyjny. A może wszystkiego po trochu. Dlatego już na dzień dobry obiecuję, że będzie negatywnie, ale obiecuję też, że nie będę Was odwodzić od kupna tej książki. Być może spełnia ona swoją funkcję, być może inny odbiorca będzie zachwycony. Moim celem dziś będzie przybliżyć Wam specyfikę tej publikacji, żebyście mieli szansę uniknąć elementu (całkowitego) zdziwienia, z którym zetknęłam się ja.

Konstrukcja książki jest całkiem przejrzysta: wstęp i trochę teorii, po której następuje praktyka - ćwiczenia wzmagające uwagę. Już w tym miejscu chciałabym się trochę pochylić nad językiem polskim: uwaga, skupienie i koncentracja to z pozoru to samo. Przyglądając się Jestem tu i teraz, odnoszę jednak zupełnie inne wrażenie. Koncentracja to coś, co pomoże mi szybciej i efektywniej się uczyć, pracować, nie zapomnieć trzeci dzień z rzędu iść załatwić czegoś na mieście. Skupienie to coś, czego brak mi wytknie otoczenie, jeśli znowu włożę książkę do zmywarki, a talerz odstawię na półkę ku uciesze wszystkich skrzydlatych żyjątek w mieszkaniu. Uwaga to po prostu przykładanie się do tego, co robię. I tak dalej, i tak dalej... I na takie definicje, a i na takie efekty bezpośrednio z tych definicji wypływające, liczyłam.

Co dostałam? Dostałam krzyżówkę wstępu do medytacji, slow life i filozofii Paulo Coelho. Nie chcę przez to powiedzieć, że zaproponowane ćwiczenia są złe, bo niektóre są całkiem niezłe i zmuszają do refleksji, tudzież interakcji, obudzenia umysłu. Warte pochwały jest to, że autorzy wychwycili z codzienności drobiazgi, które są oczywiste, ale o których zapominamy, właśnie przez ich oczywistość. Wychwycili, przelali na papier w postaci ćwiczeń... i tu rodzi się problem. Fajnie, że książka przypomina mi na przykład o tym, że mogę łatwo popaść w rutynę, żebym zmieniała chociaż drobiazgi w swoim życiu - to jest częsty problem i warto dać pstyczka w nos, żebym się ogarnęła i chociaż na autobus poszła inną drogą. Ale zupełnie serio nie potrafię doszukać się wytłumaczenia, dlaczego powinnam zapisać takie pstyczki, które mnie ogarną w rzeczywistości. Świetnie jest pamiętać, że mam powody, żeby być wdzięczna losowi/życiu/Bogu/ludziom itp., itd. Doskonale jest wiedzieć, że negatywne emocje trzeba z siebie wyrzucać, a małe, z pozoru nieznaczące momenty gromadzić. To są proste życiowe prawdy, które mogłyby zainspirować, gdyby zostały podane w innej formie. A forma z Jestem tu i teraz niestety nie jest tą właściwą, przynajmniej dla mnie.

Być może to popadanie w przesadę, ale przeglądając ćwiczenia, wyobraziłam sobie pewną sytuację. Otóż w książce jest strona, na której możemy wyładować złość i gniew. Jest "pudełko" na wściekłe bazgroły (za małe, jak coś), jest coś w kształcie pnia, który pozwala mi przeklinać. No to teraz wyobraźcie sobie, że właśnie skończyliście kłótnię z partnerem. On wściekły zajmuje się swoimi sprawami, siada przed tv z piwem, ewentualnie gra w CSa, wszystko jedno... A Ty siadasz za biurkiem, zamaszystym ruchem wyjmujesz książkę i zaczynasz bazgrać. A potem orzekasz nad podziurawioną kartką "nosz ku*wa", bo przecież pień właśnie do tego Cię zachęcał.

Ale tak serio o tym pomyślcie. Wyobraźcie to sobie. Poproście przyjaciółkę o odegranie scenki rodzajowej, cokolwiek, żeby uświadomić sobie komizm tej sytuacji.

Co chcę przez to powiedzieć? Jedynie tyle, że dla mnie te ćwiczenia to powierzchowność pozująca na zaglądanie wgłąb siebie. Być może to moje ograniczenie (którego jestem świadoma), bo myśl o medytacji nad drobiazgami, które robię codziennie, tak po prostu mnie mierzi. Nie chcę zatem, jak już obiecałam na wstępie, nikomu niczego odradzać. Chcę tylko powiedzieć, że znam wiele inspirujących miejsc - oraz że ta książka nie jest moją nową inspiracją. Jak będzie w Waszym przypadku? Chyba po prostu musicie sprawdzić sami.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu MUZA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku! Dziękuję Ci serdecznie, że tu zajrzałeś i że poświęciłeś mi chwilę. Proszę, zostaw po sobie ślad, ponieważ każdy komentarz jest dla mnie największą nagrodą za włożoną pracę i serce :)