[przedpremierowo!] Sanjida Kay: Skradzione dziecko

"Skradzione dziecko" to taka nieoczywista książka, że aż miło czytać! Zatem zacznijmy od najważniejszego: jeśli nie lubisz historii o dramatach rodzinnych i porwaniach dzieci (ja nie znoszę!), nie skreślaj tej książki. Jeśli odrzucają Cię wszystko sugerujące tytuły, nie omijaj tej powieści. Jeśli masz już dość schematycznych thrillerów, nie wrzucaj tej publikacji do tego worka. Wbrew tytułowi i opisowi, w "Skradzionym dziecku" dzieje się ciekawie - nie tylko pod względem fabularnym, ale też narracyjnym i językowym. Jest dobrze!

Z pozoru "Skradzione dziecko" to taka typowa dla literatury opowieść - adoptowane dziecko, które po latach jest odnajdywane przez biologicznych rodziców, wzajemne oskarżenia, mamienie Bogu ducha winnego malucha, próby porwania, niekończąca się walka. Skłamałabym mówiąc, że w powieści Sanjidy Kay tych wątków w ogóle nie ma - przecież są nierozłączne z tematyką, którą podjęła autorka. Niemniej jednak w tym przypadku schematy są tak dalekie od treści, jak tylko się da.

To, co od razu mi się spodobało, to fabularne rozplanowanie powieści - chociaż zawirowania wokół rodziców Evie, córeczki głównej bohaterki, są głównym tematem, czytelnik nie został rzucony na głęboką wodę, prosto w wir walki i "zamieszania" wokół dziewczynki. Akcja rozwija się stosunkowo powoli (ale nie nudno!), jako czytelnicy mamy okazję dobrze poznać nie tylko Evie, ale i jej bliskich, środowisko, w którym żyje i świat, po którym poruszają się bohaterowie. Wchodząc w świat powieści, znajdujemy się w konstrukcji typowej dla powieści obyczajowej, i to bardzo sprawnie napisanej - poznajemy osoby, które będą nam towarzyszyć w czasie lektury (i trzeba przyznać, że są to dobrze wykreowane postaci!), zanurzamy się w klimat miejsca, w którym rozgrywa się akcja (pięknie oddana małomiasteczkowość i cudowny klimat jesiennego, nieco mrocznego wrzosowiska), utożsamiamy się z akcją na tyle, żeby uczestniczyć w niej jako obserwator będący częścią społeczności wykreowanej przez Kay. W ten sposób otrzymujemy nie tylko właściwe proporcje powieści, które dodatkowo pomagają nam się zżyć z bohaterami, ale też doskonałą powieść obyczajową. Powieść, która szybko rozwija się w thriller, nie tracąc przy tym samym swojej doskonałej narracji. Nie ma tu kurczowego trzymania się głównego wątku, tło tworzą wątki poboczne, ale wcale nie mniej ważne niż ten wiodący. Co ciekawe, jest to chyba pierwsza książka, która miała na tyle dobrze napisane postaci, że najwięcej uwagi (i sympatii!) poświęciłam nie tyle głównej bohaterce czy bohaterom bezpośrednio rozpisanym w głównej akcji, ale małemu chłopcu, który jest przeuroczą postacią.

Czy wobec tego książka ma jakieś wady? No jasne, każdy i wszystko ma swoje wady. Chociaż tempo fabularne i rozpisanie historii jest niemalże doskonałe, ta iluzja dosłownie runęła pod koniec powieści, w punkcie kulminacyjnym i zamknięciu konfliktu. I chociaż ze względu na specyfikę opowiedzianej historii zakończenie jest słuszne i kompozycyjnie właściwe, wydaje się trochę przegadane. Konstrukcja epilogu, właściwego raczej powieściom obyczajowym, uspokaja i wycisza akcję, pozostawiając wrażenie niedosytu, że w ostatnich zdaniach nie było efektu "wow". A szkoda, bo sama zagadka, kto stoi po "ciemnej stronie" powieści, była nieprzewidywalna i mnie zaskoczyła.

Podsumowując - warto, mimo drobnych potknięć. Zarówno dla miłośników thrillerów, jak i obyczajówek i dramatów. Wszystkiego tu po trochu, i wszystko jest bardzo dobre w ramach gatunków. Polecam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku! Dziękuję Ci serdecznie, że tu zajrzałeś i że poświęciłeś mi chwilę. Proszę, zostaw po sobie ślad, ponieważ każdy komentarz jest dla mnie największą nagrodą za włożoną pracę i serce :)