Co sprawia, że powieści zapadają nam w pamięć? (Nicola Rayner: Dziewczyna, którą znałaś)

Przyznam Wam się do czegoś: tę recenzję piszę na długo po lekturze książki. Powieść przeczytałam jak tylko do mnie dotarła, ale pisanie musiałam odłożyć trochę w czasie. I wiecie co? Kiedy już przysiadłam do recenzowania okazało się, że nic z tej książki nie pamiętam. Jedyne, co zostało mi w głowie to wspomnienie, że bawiłam się dobrze w czasie lektury i że oceniłam ją wysoko. Oczywiście nie mówię tego, żeby zrobić tu publiczną spowiedź lub żeby się „wkopać” – jednak musiałam się do tego przyznać, żeby móc opowiedzieć Wam o czymś ważnym: o powtarzalności i unikatowości literatury współczesnej.

Pretekstem i jednocześnie przykładem, którym będę się podpierała, jest powieść „Dziewczyna, którą znałaś” Nicoli Rayner. Jest to mroczny, zakorzeniony w nurcie domestic noir thriller psychologiczny opowiadający o małżeństwie – a przede wszystkim o żonie, która zawsze czuła, że znajduje się w cieniu kobiet pojawiających się w życiu jej męża. Poważny już problem eskaluje w momencie, gdy Alice spotyka kobietę do złudzenia przypominającą byłą dziewczynę Georga. Dziewczynę, która została uznana za zaginioną. Alice, wiedziona przeczuciem (a może obsesją?), zaczyna podejrzewać, że historia jest dużo bardziej skomplikowana niż twierdzi George. Zaczyna się spirala podejrzeń i szukania tropów…

Brzmi jak schemat typowego thrillera, prawda? Jednak nie tutaj leży problem. Być może to Was zaskoczy, ale trzymanie się klasycznego schematu gatunku jest przepisem na sukces, nie na nudną i powtarzalną historyjkę. Trzymanie się schematu gwarantuje, że przekażemy historię w sposób sprawdzony i taki, jaki czytelnik zna i lubi. Problemem nie są też wydarzenia same w sobie, bo – jak wspomniałam na wstępie – książka bardzo mnie zaciekawiła, wciągnęła i nie puszczała aż do ostatniej strony. Zawdzięczam to przede wszystkim ciekawym scenom, przemyślanym zwrotom akcji i sprawnym piórem autorki. Czemu zatem po zamknięciu książki piałam nad jej błyskotliwością, ale miesiąc po lekturze nie byłam w stanie niczego sobie przypomnieć?

Bo „Dziewczyna, którą znałaś” opiera się na fundamencie: schemat gatunkowy + kaskada wydarzeń uderzających w czytelnika ze wszystkich stron. Wystarczająco dużo, żeby zaabsorbować i stworzyć wrażenie niesamowitej akcji (płynność akcji, dobrze stymulowane lustrzane neurony, które sprawiają, że odczuwamy razem z bohaterem), ale zdecydowanie za mało, żeby zapaść w pamięć. Być może trudno w to uwierzyć – mnie na pierwszy rzut oka wydało się to bzdurą – ale w ogólnym rozrachunku nie liczy się dla nas, czytelników, to co się dzieje, ale to, jakie przeżycia to budzi w bohaterze. A jeśli powieść jest dobrze napisana – w konsekwencji w nas, bo utożsamiamy się z bohaterem, nawet nie całkiem krystalicznym. Zatem powieść zapada w pamięć, kiedy porusza w nas czułe struny. A robi to, jeżeli poznajemy wnętrze bohatera i sposób, w jaki te skumulowane, świetnie zaprojektowane wydarzenia wpływają na niego. I myśląc wstecz o tym, co przeczytałam, tej warstwy wewnętrznej tutaj zabrakło.

Nie jest to wcale oczywiste. Często czytam powieści, w których jest dużo przemyśleń bohaterów, gdzie jego konflikt wewnętrzny jest właściwie zarysowany. Powiem więcej: bardzo często wydaje mi się, że rozumiem motywacje bohatera, że śledzę akcję z jego perspektywy – ale za chwilę, jak już „przetrawię” opowieść, to wrażenie znika bezpowrotnie. I chociaż thriller z pozoru nie jest gatunkiem, który powinien emanować „wnętrzami” postaci, tak naprawdę stwarza szerokie pole do przemycenia tego emocjonalnego zaplecza. Przecież opiera się stricte na psychologii postaci.

Czy to wszystko to bardzo długi wstęp do stwierdzenia, że „Dziewczyna, którą znałaś” mnie rozczarowała? Nie. Podkreślę to jeszcze raz: w momencie czytania ta powieść bardzo mi się podobała. Angażowała mnie, pozwalała mi „płynąć” przez kolejne zdarzenia aż do ciekawego finału (nie martwcie się, przed napisaniem tego odświeżyłam sobie fabułę ;)). Jeżeli szukacie dobrego thrillera, który pozwoli czerpać przyjemność z lektury i nie jest kolejną powtarzalną powieścią, zdecydowanie powinniście sięgnąć po książkę Nicoli Rayner. Ma wszystko to, co jest potrzebne, żeby miłośnik thrillerów mógł odpocząć przy ulubionym gatunku. Ale jeśli szukacie czegoś, co zostanie z Wami na dłużej, to niestety nie ten adres.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku! Dziękuję Ci serdecznie, że tu zajrzałeś i że poświęciłeś mi chwilę. Proszę, zostaw po sobie ślad, ponieważ każdy komentarz jest dla mnie największą nagrodą za włożoną pracę i serce :)